Marcin Wanke.pl

Menu
  • Strona Główna
  • Szkolenia
  • O mnie
  • Oferta
  • Kontakt

niedziela, 7 lutego 2021

Poznaj 4 style budowania związku

 Marcin Wanke Blog     18:44     Brak komentarzy   

 


Jednym z najczęstszych problemów do przepracowania, z jakimi przychodzą do mnie klienci, jest kryzys w związku intymnym.


Taki związek to zazwyczaj silna relacja dwóch osób, które zdecydowały się na wspólne życie w jakimś czasie, w jakimś zakresie, na jakichś zasadach. Często okazuje się, że te zasady nie były jasno określone, tworzyły się „same” wraz z rozwojem sytuacji i w pewnym momencie stały się nie do przyjęcia.


W życiu zawodowym, zanim podejmiemy jakąś współpracę, zazwyczaj zaczynamy od ustalenia zasad, które będą określać tę relację. Czemu nie robimy tak w sferze związków? Czemu stosujemy domyślne zasady, które w efekcie często sabotujemy i odrzucamy, co często prowadzi do zerwania relacji? "No bo przecież związek to coś innego, naturalnego i wszyscy wiedzą o co chodzi!" Okazuje się, że jednak nie.


Rozpoczynając pracę z klientem, staramy się zapisać wszystkie definicje, jakie klient ma w głowie, mające wpływ na oczekiwania wobec związku intymnego. Co ciekawe, jest to zazwyczaj pierwszy raz, kiedy ta osoba się nad tym głęboko zastanawia i „wydobycie” tych oczekiwań wymaga zadania bardzo wielu pytań i nie jest proste.


W drugim etapie staramy się dociec, jak może myśleć i czuć druga strona. Jak klient myśli, że ona definiuje swoje podejście do związku. Tu jest jeszcze ciekawiej… 


Z moich wieloletnich doświadczeń w pracy z ludźmi w trudnych sytuacjach życiowych i zawodowych wynika, że każdy styl działania, każda definicja oczekiwań, interpretacja zdarzeń, a przede wszystkim definicja siebie samego, zależą od poziomu poczucia bezpieczeństwa emocjonalnego – ogólnego i sytuacyjnego. 

Ponieważ poczucie bezpieczeństwa jest najważniejszą potrzebą każdej istoty i wprost wynika z emocjonalnej interpretacji otoczenia.


Poczucie bezpieczeństwa emocjonalnego to stan równowagi emocjonalnej, umożliwiający świadome działanie, decydowanie, myślenie i interpretowanie bodźców zgodnie z przekonaniami, zapisanymi wzorcami z przeszłości, z indywidualną strategią życiową. To pewien wskaźnik sposobu definiowania samego siebie w odniesieniu do otoczenia ( wiem, straszny „bełkot” psychologiczny, brzmiący jak definicja matematyczno-filozoficzna, ale kiedyś to wyjaśnię w ludzkim języku – wybacz mi Czytelniku 😉 ).


Na podstawie głębokiej analizy ludzkich zachowań, emocji, postaw, sposobów definiowania kluczowych wartości w życiu, opracowałem własny model 4 poziomów poczucia bezpieczeństwa emocjonalnego. Tu opiszę, jak one objawiają się sferze definiowania związków intymnych. 


Oto 4 różne podejścia do budowania relacji z drugą osobą:


1. Ten styl można zdefiniować w skrócie: „mam cię”. To podejście zakłada, że druga osoba jest moją wyłączną własnością, nad którą sprawuję ścisłą kontrolę, która jest ode mnie zależna, podległa i wszystko co jej dotyczy dzieje się za moją wiedzą, zgodą i wpływem. Taka postawa zazwyczaj wynika z głębokiego poczucia krzywdy w przeszłości, jakiejś utraty ważnej osoby, która była gwarancją poczucia bezpieczeństwa. Może to również wynikać z cyklu rozwoju psychofizycznego we wczesnym dzieciństwie, kiedy to kształtuje się styl przywiązania. Złożone zagadnienie.


Taka osoba jest zdolna nawet do stosowania przemocy w różnych sferach ( fizycznej, emocjonalnej, ekonomicznej itd.) po to, żeby utrzymać kontrolę nad drugą osobą. Dlatego ten styl nazywam przemocowym. Ponieważ osoba tkwiąca na tym poziomie czuje się skrzywdzona, nieświadomie ( a czasem nawet świadomie) krzywdzi drugą osobę. Taka relacja jest relacją toksyczną z zasady.



2. Ten styl można w skrócie zdefiniować: „miej mnie”. Taka postawa zakłada, że bez kogoś, kto będzie się mną opiekował, mówił co mam robić, jak mam żyć, jakie decyzje podejmować, kogoś kto będzie kontrolował moje życie i nieustannie dawał dowody na to, że jestem ważną osobą w jego życiu, moje życie nie ma sensu. Taka osoba poświęca się dla związku oczekując tego samego od drugiej strony, czerpiąc z niej energię do życia i funkcjonowania – chociażby z kłótni, niezadowolenia, wypominania, że nie dostaje tego, czego potrzebuje. Taką osobę trudno zadowolić, bo ciągle jej mało atencji, opieki, satysfakcji. Dlatego, że ten styl wymaga emocjonalnego „żywiciela”, nazywam pasożytniczym. 


Taka postawa wynika z głębokiego poczucia winy, które określa taką osobę głównie w zakresie jej braków, niedoskonałości, „nie bycia” taką, jaka powinna według niej i jej otoczenia w jej mniemaniu być. Sama również stara się wpływać na innych poprzez wywoływanie w nich stanu poczucia winy. To także jest relacja toksyczna.



3. Styl, o którym większość ludzi myśli jako o tym oczywistym i pożądanym, ale z reguły nie będącym wystarczająco dobrze zdefiniowanym w praktyce, jest styl:  partnerski. Można go krótko zdefiniować poprzez określenie: „jesteśmy razem i realizujemy wspólne cele”. Osoby w takiej relacji cechują się ugruntowanym poczuciem własnej wartości, wynikającym ze świadomości swoich cech pozytywnych, dojrzałości emocjonalnej i skupieniu na swoich celach życiowych. W partnerstwie panuje zrównoważenie emocjonalne – obie strony tak samo dają, jak i biorą - z poczuciem satysfakcji, wzajemnego dopełnienia. 


Taki związek daje satysfakcję we wspólnym realizowaniu jasno określonych celów, które są ważne dla obu stron, przy jednoczesnej swobodzie stanowienia o sobie samym, dokonywaniu własnych wyborów, które nie szkodzą relacji. Tu nie ma potrzeby kontrolowania, manipulacji, stosowania przemocy w jakiejkolwiek formie, bo jest dobrowolność współżycia. Jest to relacja zdrowa. Takiej wszystkim życzę 😊



4. Najwyższy poziom zaawansowania relacyjnego, nie będący osiągalnym dla wszystkich i pewnie trudny do pojęcia przez większość ludzi, to styl, który nazywam synergicznym. Można go opisać w taki sposób: ja jestem, ty jesteś, razem bywamy, gdy chcemy i gdy
jest nam to potrzebne.
Ten związek opiera się na poczuciu wspólnej wartości, gdy relacja z drugą osobą uzupełnia wartość poszczególnych osób. 


Ludzie żyjący własnym, odrębnym życiem spotykają się we wspólnej przestrzeni by ze sobą pobyć wyłącznie dla przyjemności bycia ze sobą. Nie potrzebują tego by żyć w poczuciu bezpieczeństwa, ale daje to uczucie spełnienia relacyjnego. Takie osoby maja w sobie wszystko, co im do normalnego funkcjonowania i budowania własnego świata potrzebne na co dzień. Bycie z tą drugą osobą to swoiste święto, celebracja i przestrzeń emocjonalnego uniesienia. Jednocześnie ten styl jest najlepszą formą budowania relacji partnerskiej, jeśli takiej ktoś potrzebuje i takiej szuka. 




Każdy człowiek wnosi do związku siebie w takim kształcie, w jakim sam siebie definiuje z poziomu emocji. Relacja jest odbiciem ludzi ją tworzących, ich przekonań, przeżyć, doświadczeń, emocjonalności, potrzeb, sposobów definiowania kluczowych wartości. Wraz z przybywaniem nowych doświadczeń zmieniają się wzorce poznawcze, zmieniają się ludzie. 


Rzadko jest tak, że któryś z wyżej opisanych stylów relacyjnych funkcjonuje w czystej postaci, często się ze sobą mieszają, bo ludzie tworzący związek są różni od siebie. To, który styl jest dominującym, zależy od bardzo wielu czynników. Najważniejszym czynnikiem zaś, dającym możliwość zmiany w pożądanym kierunku, jest  samoświadomość.


Z moim modelem pracuję od kilku lat i na jego podstawie zadaję konkretne pytania klientom. Dopiero odpowiadając na nie zaczynają widzieć swój związek w konkretnych kategoriach. Często dopiero wtedy zaczynają rozumieć samych siebie, a to jest właśnie wejście na drogę samoświadomości.


Każdy kryzys to nowa szansa, bo wymusza znalezienie nowej drogi. Żeby znaleźć nową, warto przeanalizować starą i wyciągnąć wnioski, żeby nie wrócić w to samo miejsce. Związek to właśnie droga. Żeby iść dalej, trzeba wiedzieć dokąd, bo z kim, to już zazwyczaj wiemy.


Życzę Ci, drogi Czytelniku, otwarcia się na siebie, własne poczucie bezpieczeństwa emocjonalnego, na jego poznanie i zrozumienie, a wtedy łatwiej będzie Ci budować taką relację, w której wszyscy będą zdrowi i szczęśliwi. 


Warunkiem prawdziwej miłości do drugiej osoby jest szczera i głęboka miłość do siebie. W odwrotną stronę to, niestety, nie działa…


Nie wiedząc o sobie zbyt wiele, potrzebujemy drugiej osoby, by dała nam informacje na nasz temat. Taka osoba jest lustrem, z którym możemy dyskutować, obrażać się, mieć inne zdanie, walczyć, przyjmować, odrzucać itd. Niektórzy ludzie po to wchodzą w związki, żeby poznać siebie. Takie relacje albo prowadzą do samoświadomości, albo do katastrofy, jeśli lustro było krzywe. Dlatego istotne jest, by z pewną dozą samoświadomości w związek wchodzić i dobrze wybrać rodzaj lustra, żeby nie zakrzywiało odbicia. Pamiętaj, że Ty też jesteś lustrem dla drugiej osoby i możesz zakrzywiać odbicie, jeśli jesteś „krzywą emocjonalnie osobą”.


Dużo miłości do siebie Ci życzę, a wtedy każde odbicie w Twoim lustrze będzie piękne i pożądane przez innych ludzi, a zwłaszcza przez tę drugą osobę w Twoim życiu. Bo pierwszą zawsze, choć może nie masz takiej świadomości, jesteś Ty.


Jeśli chcesz poznać siebie nie patrząc w czyjeś lustro, a wgłąb siebie, i potrzebujesz pomocy – zapraszam do kontaktu.


marcin@wanke.pl



Czytaj Więcej

  • Udostępnij:  
  •  Facebook
  •  Twitter
  •  Google+
  •  Stumble
  •  Digg

piątek, 21 sierpnia 2020

PRACA ZDALNA – LEKARSTWO CZY CHOROBA?

 Marcin Wanke Blog     22:12     Brak komentarzy   



Nikt chyba już nie ma wątpliwości, że świat się zmienia na naszych oczach. Zmienia się niemal wszystko, od klimatu, przez technologie, prawo, zasady funkcjonowania społecznego, normy, wartości, biznes itd.

Mało kto lubi zmiany, zwłaszcza tak drastyczne i powszechne. Mało kto jest na nie gotowy lub widzi w nich potencjał nowych korzyści. A większość? Większość targana jest emocjami, które z poczuciem bezpieczeństwa nie mają nic wspólnego. Kiedy już się nie da udawać, że nic się nie dzieje, nie da się dłużej wypierać ze świadomości dziejących się zmian, emocje zaczynają grać pierwsze skrzypce. 

Jednych trawi lęk przed nieznanym, w wyniku czego zabezpieczają się na wszelkie możliwe sposoby, unikają jakichkolwiek decyzji, czekając co będzie. Inni, nie mający możliwości zbudowania zabezpieczeń, kierowani agresją, poszukują jakiegoś wroga, którego będą mogli ukarać za krzywdy, jakie ich dotykają i dotknąć mogą w przyszłości, próbując się w ten sposób zabezpieczyć. Wszyscy szukają bezpieczeństwa na różne sposoby – od ucieczki, przez walkę, akceptację lub zagospodarowanie zmiany na własny użytek.

Każdy menadżer, który zarządzał jakimś procesem głębszej zmiany, dotyczącym dużej grupy ludzi, związanym z fundamentami kultury organizacyjnej, strategii czy taktyki biznesowej, dokładnie wie, jak to działa. Zwłaszcza, jeżeli zmiany „przyszły z góry”. A właśnie teraz przyszły.

Zarządzono nowy model działania: PRACA ZDALNA! 

No i nie wiadomo, czy:
  • skakać z radości, bo więcej czasu dla rodziny; nie trzeba stać w korkach; nie ma tych wszystkich twarzy wokół, co do których stosunek emocjonalny naznaczony jest raczej na czerwono; spodni nie trzeba prasować, bo w kamerce nie widać; nikt nad głową nie stoi i nie kontroluje; sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem; wypalenie zawodowe, które zaczynało uwierać solidnie w splot słoneczny, może się jakoś rozejdzie po kościach; w ogóle odpocznę!
  • zacząć się martwić, bo może się okazać, że w domu nie da się pracować z dziećmi za plecami; bo może się okazać, że bez nadzoru bezpośredniego, to nie do końca wiem co i jak mam robić; bo może okaże się, że moja praca wcale nie jest firmie niezbędna i mnie „skrócą”; bo jak nie słucham co się wokół mówi, to nie wiem co się dzieje i co mnie czeka; bo nie mam jak sprawdzić, co i jak robią ci, od których zależy efekt mojej pracy; nie mam bladego pojęcia kto teraz i jak, i po co, i kiedy oceni moją pracę, bo przecież nikt oficjalnie mi tego nie powie, a kawy już razem nie pijemy; bo, kurczę! Nigdy tak nie pracowałem i nie po to poszedłem do dużej firmy, żeby uprawiać chałupnictwo!
  • wpaść w panikę, bo teraz to już na pewno mnie zwolnią; bo już dawno powinienem zmienić firmę – przecież ja tu nie pasuję, a teraz to dramat; jak mnie wywalą, to gdzie ja znajdę robotę! Nie mam kompletnie warunków, żeby pracować w domu; to jakaś masakra, obłęd – umrę w samotności! Gdzie są moje antydepresanty?!

Kilka miesięcy nowego modelu pracy za nami. Jest ciekawie.

Od wielu lat pracuję z organizacjami i osobami w procesach zmiany – biznesowej, życiowej, osobistej. W każdym z tych procesów, w praktyce, najważniejszym elementem, z którym mierzą się ludzie, jest zarządzanie emocjami i poczuciem własnej wartości. Emocje pełnią wiele funkcji, ale najważniejszą z nich jest funkcja decyzyjna – to emocje są kluczem do każdej decyzji. KAŻDEJ! No, chyba że ktoś jest „robotem”… 

Jednym z kluczowych stanów emocjonalnych, który ma wpływ na poziom efektywności osobistej w środowisku pracy, jest Poczucie Satysfakcji z Pracy. Brak tego poczucia w dłuższej perspektywie skutkuje Wypaleniem Zawodowym, które może rzutować na jakość całego życia i doprowadzić do Wypalenia Życiowego, ale to już głębszy problem. 

Z ofiarami tych syndromów mam do czynienia bardzo często i wiem z doświadczenia, że zmiana tego stanu nie jest prosta. Czasem proces trwa kilka miesięcy i wymaga sporego zaangażowania, a czasami nawet zmiany środowiska. 

I tu docieramy do sedna sprawy – ŚRODOWISKO. 

Człowiek jest istotą społeczną. Nawet introwertycy, w pewnym zakresie, potrzebują bezpośredniego kontaktu z innymi ludźmi. To relacje z drugim człowiekiem nas definiują, nadają sens pewnym działaniom, powodują emocje, są przyczyną i skutkiem naszych wyborów, strategii i taktyki. Również relacje międzyludzkie, w znaczącym stopniu, maja wpływ na Poczucie Satysfakcji z Pracy.

Instytut Gallupa, po wieloletnich badaniach nad tym, co decyduje o poziomie Poczucia Satysfakcji z Pracy, opublikował listę 20 pytań, które dotykają najważniejszych kwestii, mających wpływ na to poczucie. Pytania te koncentrują się wokół 5 czynników w określonej kolejności ważności:

  1. Poczucie wpływu na życie innych, konkretnych osób w miejscu pracy.
  2. Jakość relacji międzyludzkich w miejscu pracy – czy się lubimy.
  3. Czy praca daje możliwość rozwoju.
  4. Jaki jest związek pomiędzy tym, co robię, a wartością przychodu z tego tytułu dla mnie, dla innych, dla firmy.
  5. Wartość osobistego przychodu (pensja, premie, dodatki, bonusy).

Wszystkie powyższe punkty pokazują, że Poczucie Satysfakcji z Pracy zależy wprost od Kultury Organizacyjnej.

Ostatnie kilka miesięcy wykazało, że praca zdalna może stać się nowym, efektywnym biznesowo i relacyjnie elementem Kultury Organizacyjnej. Pokazało również, że nie jest lekiem na choroby, które z niskiej Kultury Organizacyjnej wynikają. 

Firmy i organizacje, które przed tą wielką, ogólnoświatową zmianą, miały wypracowany wysoki, satysfakcjonujący wszystkie strony, poziom Kultury Organizacyjnej, bardzo dobrze poradziły sobie z przejściem na tryb pracy zdalnej, a pracownicy mieli zdecydowanie szansę na wykorzystanie tej zmiany jako nowej opcji rozwojowej. Mam też, niestety, przykłady odwrotne. To przykłady osób, które pracują w firmach, gdzie Kultura Organizacyjna jest zbudowana w sposób odwrotny i te 5 punktów wygląda tak:


  1. Wartość osobistego przychodu (pensja, premie, dodatki, bonusy).
  2. Co muszę zrobić, żeby tę wartość osobistego przychodu (pensja, premie, dodatki, bonusy) zarobić.
  3. Czego muszę się nauczyć, żeby tę wartość osobistego przychodu (pensja, premie, dodatki, bonusy) zarobić.
  4. Z kim muszę się tam namęczyć, żeby tę wartość osobistego przychodu (pensja, premie, dodatki, bonusy) zarobić.
  5. Jaki kretyn będzie tam miał wpływ na moje życie, żebym tę wartość osobistego przychodu (pensja, premie, dodatki, bonusy) zarobił.


Osoby, które przychodzą do mnie z takich organizacji, gdzie KASA jest jedynym elementem stałym w kulturze, bo inne nie działają, zazwyczaj mają syndrom głębokiego wypalenia zawodowego. Z pozoru, na początku, na wieść o pracy zdalnej odetchnęli z ulgą. Tylko powstał nowy problem – przestali mieć dom. Cała ta „kultura” weszła im do mieszkań. Przestali mieć miejsce wolne od pracy. Zaczęli mieć syndrom Wypalenia Życiowego. A to, jak już wspomniałem, głębszy problem.

Zmiany są nieodłączną częścią życia. Dzieją się, czy tego chcemy, czy nie. Jeśli się z nimi walczy – przegrana murowana. Jeśli się je wykorzystuje – jest szansa na sukces. Kwestia strategii? Raczej kultury. Bo strategia wynika z kultury, a nie odwrotnie. Ci, co inwestują w kulturę organizacyjną, przetrwają. Bo biznes to ludzie. Społeczeństwo, które inwestuje w kulturę – przetrwa, bo społeczeństwo to ludzie. Jeśli kultura upada, upadają ludzie…

Jeśli traktujesz pracę zdalną jak element strategii - uważaj. Jeśli zbudujesz kulturę, w której praca zdalna jest sposobem realizacji 5 punktów budowania poczucia satysfakcji z pracy  ( we właściwej kolejności ważności) – sukces masz murowany! 

Pamiętaj, BIZNES TO LUDZIE, A LUDZIE TO EMOCJE  :) 


Marcin Wanke





Czytaj Więcej

  • Udostępnij:  
  •  Facebook
  •  Twitter
  •  Google+
  •  Stumble
  •  Digg

poniedziałek, 1 czerwca 2020

Pierwszy krok do szczęścia.

 Marcin Wanke Blog     19:27     Brak komentarzy   


W pracy z indywidualnymi osobami, niemal zawsze, pojawia się temat szczęścia.  „Wypływa” w różnych momentach, przy okazji innych tematów, w odniesieniu do istotnych wartości w życiu. Ciekawe jest to, że każda osoba mówiąca o szczęściu jako wartości, na pytanie o to, jak rozumie szczęście, długo się nad tym zastanawia i nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Okazuje się, że zdefiniowanie tego pojęcia przynosi sporo trudności, a przecież każdy tego szczęścia szuka. 
To jak znaleźć coś, co trudno opisać, czego nie mamy jasnej wizji, nie wiemy jak wygląda, jak pachnie, jak brzmi, jak smakuje – czym jest? Skąd zatem mamy wiedzieć, czy to przypadkiem nie to, co mamy przed nosem, co dzieje się obok nas, z czym mamy do czynienia na co dzień, jest w zasięgu ręki?

Istnieje przekonanie, że szczęścia trzeba szukać. Że to wymaga pracy, zaangażowania, tworzenia, wyrzeczeń, a nawet cierpienia. Że nic co ważne nie przychodzi samo, bez wysiłku.
Kiedyś usłyszałem piękne zdanie, którego autora nie pamiętam ( a szkoda…), że szczęście to nie jest stacja docelowa, ale sposób podróżowania.

Zacznijmy od tego, że szczęście to stan emocjonalny, czyli odczucie. To coś niezwykle indywidualnego. To taki moment, w którym naprawdę człowiek czuje że jest, że żyje, że chce przeżywać więcej tego, co ten stan wywołuje.

Pytając osoby, z którymi pracuję nad jakimiś ich wyborami życiowymi, o wizję szczęścia, proponuję im, żeby wyobraziły sobie okoliczności, w których odczuwają szczęście. Co się wtedy dzieje, kto tam jest, gdzie to jest, jakie jest otoczenie. W bardzo wielu przypadkach jest to opowieść o czasie spędzonym z rodziną – radosną, uśmiechniętą, kochającą się rodziną.

Ostatnio jednemu z panów, który przyszedł, żeby przepracować problem rozwodu, na jaki się zanosi w jego małżeństwie, zadałem „pracę domową”, której jednym z elementów było dokończenie zdania: mam nadzieję, że:… Wymienił wiele punktów, nad którymi potem pracowaliśmy, ale jeden dotyczył właśnie szczęścia. Brzmiał: mam nadzieję, że moje dzieci będą szczęśliwe.

Niby wszystko w porządku, nadzieja jak najbardziej właściwa dla ojca, ale… Zapytałem: a kiedy? Kiedy będą szczęśliwe? No właśnie - tu się dopiero zaczyna praca.

Inny tata, pracujący ze mną nad swoją koncepcją biznesu, stwierdził wreszcie, że potrzebuje określić swoje cele nadrzędne, strategiczne. Cele taktyczne, operacyjne ma już jakoś „ogarnięte”, zaczął nawet osiągać sukcesy. Super! Na tyle wyszedł z bieżącego kryzysu, że dostrzegł potrzebę posiadania wizji całości swojego życia, jakie chce budować. 

Sięgnęliśmy do modelu 8 kluczowych wartości, w którym pierwszą jest dom i rodzina. Poprosiłem, żeby opisał swoją wizję szczęśliwej rodziny. Jednym z elementów tej wizji było pragnienie, by jego córka zawsze przychodziła do niego ze swoimi problemami. Ups…

Zapytałem: tylko z problemami? W oczach pytanego pojawiło się zdumienie i zaduma. W dalszym naszym dialogu wyszło, że to problemy są główną treścią jego życia – dociekanie ich przyczyn i rozwiązywanie. To one definiują działanie, są osią, wokół której kręci się życie. Faktycznie, brakuje jasnej definicji szczęścia jako stanu zadowolenia, wizji życia, które umożliwia przeżywanie szczęścia w zaplanowany i konsekwentny sposób.

Te dwa spotkania z ostatnich dni są bardzo reprezentatywne dla większości osób z którymi pracuję. Zdaje się być powszechną postawa walki z problemami, pielęgnowanie tym samym poczucia krzywdy, niesprawiedliwości losu – nieszczęścia. Dominuje pytanie: dlaczego? Dlaczego jest tak, a nie inaczej, dlaczego los tak się ze mną obchodzi, dlaczego to się stało, dlaczego ja, mnie, do mnie itd. Dlaczego nie jestem szczęśliwa, szczęśliwy? Bo mało kto jest i rzadko kiedy sobie na to uczucie pozwala. Bo szczęście to coś, do czego tęsknimy, a nie potrafimy przeżywać, bo nie wiemy dokładnie czym jest, bo nawet jak już jest, to w nie nie wierzymy i odpuszczamy, bo to niemożliwe, żeby być szczęśliwym ot tak…

Pracując z osobami, które do mnie przychodzą, proponuję odwrócenie optyki. Zaczynamy od pytań o wizję szczęśliwych chwil. Rozmawiamy o emocjach, które dają poczucie, że się żyje naprawdę. Pracujemy nad wyobrażeniami sytuacji, zdarzeń, warunków, które umożliwiają przeżywanie szczęścia, jakie ktoś pragnie przeżywać. Rozmawiamy o szczęśliwej wizji rodziny, przyjaciół, pracy, pasji, aktywności fizycznej i intelektualnej, rozwoju. O szczęśliwej wizji życia, jakie ten ktoś chce przeżywać. Okazuje się, że to wcale nie jest takie proste. A taka wizja jest podstawą szczęśliwego życia. Taka wizja jest źródłem jedynie słusznego pytania, które powinno leżeć u podstaw wszelkiego działania, czyli pytania: po co? 

Pytanie „po co?” definiuje sens. Odpowiedzią na nie jest: żeby… Żeby realizować plan, dzięki któremu wizja stanie się rzeczywistością. Żeby czuć to, co się chce czuć, a nie być skazanym na emocje wynikające z bieżących problemów, którym nadawane są najwyższe priorytety ważności, „bo przecież trzeba się nimi zająć”. I tu tkwi przyczyna nieszczęścia – zawieszenie w pytaniu „dlaczego?”. Bo… Bo ona, bo znowu, bo ktoś, coś, gdzieś itd. Ślepe zawieszenie w przyczynie daje skutek braku szczęścia… 

Planowanie skutków ma wpływ na wybór przyczyn. Jasna i klarowna wizja szczęścia, jako określonych okoliczności, umożliwia przeżywanie szczęścia w każdej chwili realizowania tych okoliczności i wpływania na własny los, los najbliższych i całego otoczenia. Jeśli wiem czego chcę, to nie mam czasu ani miejsca na to, czego nie chcę. Tylko czy wiem czego chcę?

Osoby, które do mnie przychodzą, przynoszą ze sobą całą długą listę tego, czego nie chcą. Wychodzą z listą tego, czego chcą i planem oraz zapałem do realizowania tej listy w praktyce. Wychodzą z własną wizją szczęścia. 

Jeśli chcesz przeżywać szczęście, to zastanów się najpierw czym ono jest dla ciebie. Wyobraź sobie ten stan w odniesieniu do konkretnych sytuacji. Oddaj się marzeniom, wyobrażeniom, wspomnieniom takich chwil. Wzbudź w sobie głód szczęścia i zapisz to. Zapisz te wizje, zaprojektuj je ze szczegółami. Niech to będzie twój plan na życie, niech to będzie twoje „po co” na każdy dzień twojego życia. 
Nie wiesz jak? Spróbuj ☺

Albo napisz do mnie, popracujemy razem ;)

Czytaj Więcej

  • Udostępnij:  
  •  Facebook
  •  Twitter
  •  Google+
  •  Stumble
  •  Digg

środa, 22 stycznia 2020

Jak żyć długo, zdrowo i szczęśliwie.

 Marcin Wanke Blog     12:51     Brak komentarzy   

Czy wiesz, że twój mózg ma zdolność do regeneracji przez całe życie? Do niedawna sądzono, że nowe neurony powstają tylko w czasie, kiedy mózg dojrzewa, czyli ( według ówczesnej wiedzy) w młodości. Dziś już wiadomo, że jest inaczej. Po pierwsze, mózg dojrzewa zdecydowanie dłużej niż sądzono – zajmuje mu to niemal 40 lat! Po drugie – najważniejsze, hipokamp ( ośrodek pamięci i emocji) jest zdolny do wytwarzania nowych neuronów przez całe życie! Czyż to nie piękne?! Możemy cieszyć się świetną pamięcią, zdolnością do uczenia się nowych rzeczy, aktywnością umysłową niemal na poziomie dwudziestolatków do późnej starości, jeśli zadbamy o… No właśnie. O co należy zadbać?

Sama zdolność do regeneracji, neuroplastyczność mózgu, to potencjał. Umiejętność wykorzystania tego potencjału, to już zupełnie inna sprawa. Tu potrzebne jest właściwe nastawienie do życia.

Od samego początku życia, najważniejsze dla mózgu jest przeżywanie właściwych emocji, które pobudzają jego rozwój, odpowiednio kształtują połączenia neuronowe i tym samym wyznaczają style działania człowieka w różnych sytuacjach, budują temperament i osobowość, wpływają na otwarcie puli genowej w określonym zakresie. To kim jesteśmy, kim będziemy, zależy właśnie od doświadczeń emocjonalnych w pierwszych dwóch latach życia. 

Emocje, o których za chwilę, są także kluczem do nieustannego wykorzystywania potencjału mózgu! To one działają na mózg tak, że pobudzają hipokamp do wytwarzania odpowiednich białek, które są budulcem dla nowych neuronów! To właściwe emocje w połączeniu ze stylem życia napędzają nasze centrum sterowania i powodują, że żyjemy na pełnych obrotach! 

A jakie to emocje?

Szanowni Państwo, oto one!

1. RADOŚĆ!

Kiedy się z czegoś cieszymy, kiedy doznajemy uczucia radości, wytwarzane są w mózgu endorfiny (hormon szczęścia). Radość jest podstawową emocją rozwojową. To ona daje dziecku napęd do życia już od samego początku. Przeżywanie radości przez dziecko warunkuje prawidłowy rozwój układu limbicznego, który ( upraszczając) jest odpowiedzialny za bezpieczne funkcjonowanie organizmu, za podświadome działanie, styl przywiązania, rozwiązywania problemów itd. To odczuwanie radości uruchamia energię do działania, otwartości na świat, do chcenia, dążenia – do życia.

Czy łatwo jest się cieszyć? Czy to naturalna postawa społeczna? Ileż tu mamy kulturowych barier do pokonania… Dzieci, kiedy się głośno śmieją, są uciszane i karcone. Przeżywana publicznie radość irytuje otoczenie i prowadzi do kąśliwych komentarzy, typu: co się tak głupio śmiejesz? Nie za wesoło ci? Trochę powagi! Dorośnij wreszcie! Skończ z tą dziecinną wesołkowatością! Pożyjesz, zobaczysz – nie będzie ci tak do śmiechu. Itd.

Naucz się utrwalać w sobie nawyk dostrzegania w swoim otoczeniu powodów do radości, skup się na nich, pielęgnuj przeżywanie radości świadomie i głęboko. Ciesz się samym faktem cieszenia się, oddychania, odczuwania zapachów, dźwięków, smaków, widoków, dotyku. Odnajduj w natłoku bodźców te, które sprawiają ci przyjemność i doświadczaj ich z pełną świadomością. Uśmiechaj się, choćby nie było ku temu wyraźnego powodu – sam uśmiech, jako mimiczny grymas, poprzez mechanizm sprzężenia zwrotnego, jest w stanie spowodować wyrzut endorfin do krwiobiegu i wywołać autentyczne poczucie radości. 

Spróbuj ćwiczenia:

Znajdź ołówek, długopis, patyczek i włóż go do ust w poprzek tak, żeby wywołać grymas uśmiechu – od ucha, do ucha. Potrzymaj tak ok. 3 minut i poczuj, co się dzieje. Jest weselej, działa? ;)

Śmiech redukuje stres, powoduje rozluźnienie mięśni, poprawia efektywność oddechu, a tym samym natlenienie mózgu. Radość to klucz do życia!

2. CIEKAWOŚĆ.

Mając pozytywne nastawienie, podbudowane odczuwaną radością, jesteśmy gotowi do odczuwania ciekawości, a ta uruchamia procesy poznawcze. Ciekawość powoduje potrzebę doznawania nowych bodźców, zdobywania nowych doświadczeń, informacji, relacji. Nowe sytuacje wymagają nowych zachowań, postaw, umiejętności, kompetencji. Aby to było możliwe, potrzebne są nowe połączenia neuronowe, a czasem nawet nowe neurony do ich budowy – mózg się rozwija.

Pielęgnowanie ciekawości, to sposób na pielęgnację mózgu, a nawet całego organizmu. Zdobywanie nowych doświadczeń wymaga aktywności na wielu poziomach, również aktywności fizycznej, która potrzebna jest do stymulowania całego ciała, utrzymywania go w zdrowiu i właściwej kondycji.

Mózg do prawidłowego działania potrzebuje tlenu. Ruch, aktywność, a nawet mówienie z zaangażowaniem wymuszają głębszy oddech, lepsze krążenie krwi, a tym samym lepsze natlenienie mózgu. Nuda, brak ciekawości, mechaniczne odtwarzanie tych samych zachowań i czynności bez wprowadzania elementów nowych, to droga do szybkiej starości. Po co mózg ma wytwarzać nowe struktury, skoro jego użytkownik ich nie potrzebuje? Brak popytu – brak podaży, czyli droga do bankructwa… 

Tu znów pojawiają się różne kulturowe bariery, które ograniczają rozwijanie ciekawości. Dziecko, które zadaje tysiąc pytań na minutę irytuje i jest uciszane. Kiedy, wiedzione ciekawością, próbuje nowych doznań, słyszy litanię ostrzeżeń i gróźb, dotyczących konsekwencji nowych sytuacji: nie dotykaj, nie bierz do buzi, nie idź tam, bo będzie źle, zostaw, przestań, bo sobie coś zrobisz, uspokój się, bo się przewrócisz, usiądź grzecznie, zachowuj się! Itd. Dorosły, który zadaje pytania, uznawany jest za niekompetentnego, nieprzygotowanego, wsadzającego nos nie tam gdzie trzeba. Ktoś, kto stale próbuje nowych rzeczy postrzegany jest jako niestabilny, niepewny, niedorosły, niegodny zaufania, ryzykant, wiecznie poszukujący, inny. A to przecież fundament rozwoju! Innowacje, wynalazki, nowości, to efekt czyjejś ciekawości – bez niej nie wyszlibyśmy z jaskiń.

Pielęgnuj w sobie ciekawość. Zadawaj pytania, doświadczaj nowych sytuacji, wrażeń, relacji, aktywności. Skąd wiesz, że nie lubisz afrykańskich potraw? Próbowałeś? Spróbuj ☺ Skąd wiesz, że coś jest nie dla ciebie? Sprawdzałeś? Sprawdź ☺ Skąd wiesz, że czegoś nie umiesz? Robiłeś to? Zrób ☺ Gdzie jeszcze nie byłeś, czego nie widziałeś, z kim nie rozmawiałeś, a byś chciał?
CHCĘ jest wyzwalaczem działania, działanie wymaga aktywności ze strony mózgu, a to on jest najważniejszą częścią ciebie – kluczem do twojego bycia.

Spróbuj ćwiczenia:

Przez klika dni myj zęby, trzymając szczoteczkę w drugiej ręce. Pierwszego dnia będzie dziwnie i niewygodnie. Zaobserwuj, kiedy przestanie być dziwnie – właśnie twój mózg wytworzył nowe połączenia i stało się to „normalne”. Znajdź kilka czynności, które wykonujesz automatycznie i wprowadź jakieś zmiany. Pobudzaj mózg ;)

3. EKSCYTACJA.

Czy masz w życiu jakieś aktywności, które wprowadzają cię w stan podniecenia, rozedrgania, wręcz dzikiej rozkoszy doznawania? Nie chodzi tu o ekstazę przy jedzeniu ciastek ;)

Wyobraź sobie, że jesteś na koncercie ulubionego wykonawcy, ulubionego gatunku muzycznego, lecisz paralotnią nad górami w piękny słoneczny dzień, jesteś na stadionie i oglądasz mecz ukochanej drużyny, czytasz ulubiony gatunek powieści i z wypiekami na twarzy czekasz, co będzie dalej, znajdujesz na aukcji w internecie rzadki okaz do twojej kolekcji, pokonujesz kolejny szalony zakręt kolejką górską, który prowadzi przez wodospad,  poznajesz osobę, którą mogłeś dotąd tylko podziwiać z daleka, projekt, nad którym pracujesz z zaangażowaniem zaczyna realizować zamierzony efekt, o którym śniłeś, jesteś gdzieś, czujesz coś, doznajesz czegoś, co powoduje rozpierające uczucie satysfakcji, pobudzenia, ekstazy – szczęścia! Sex też się liczy ;)

Ekscytacja to emocja, która wyzwala ogromne ilości endorfin ( hormon szczęścia). To jakby ktoś włączył dopalacz w mózgu. Wyzwalają się potężne dawki energii mentalnej, która napędza procesy produkcji neuronów. Ekscytacja przyśpiesza procesy metaboliczne, podwyższa ciśnienie krwi, poprawia krążenie, saturację ( natlenienie krwi), odżywia organizm i oczyszcza. To emocja, która przywraca młodość, otwiera na życie od samego jego początku i powoduje, że jest sens wstawać z łóżka. To ona napędza postęp, zmiany w świadomości postrzegania siebie i świata, nadaje życiu barwy – barwy szczęścia ☺

Pozwól sobie na ekscytację, pomimo tego, że możesz być uznany za wariata. Znajdź swoją „szajbę”, rozkręć ją na maxa. Kibice w przypływie ekscytacji robią czasem złe rzeczy, ale to wpływ prymitywnych mechanizmów rządzących tłumem – znajdź towarzystwo zakręconych pozytywnie w kierunku, który ci odpowiada i daj się porwać namiętnościom. Pozwól sobie przeżywać silne zaangażowanie w życie – w jakiejkolwiek aktywności, byle nikomu nie szkodzić.

Spróbuj ćwiczenia:

Przypomnij sobie, jak będąc dzieckiem, robiłeś coś takiego, co wywoływało w tobie prawdziwą ekscytację. Przypomnij sobie to uczucie, przytrzymaj je w sobie i obserwuj swój organizm – oddech, tętno, napięcie mięśniowe. Sprawdź, czy ci z tym dobrze. Przywołuj takie wspomnienia i zamieniaj je na marzenia. Pozwól sobie marzyć o sytuacjach, doznaniach, miejscach, relacjach – wywołuj ekscytację, wynikającą z CHCENIA i zapisz te marzenia, bo uciekną. Zapisz ich tysiąc i codziennie przeglądaj – dodawaj, odejmuj i czuj. Twój mózg, pod wpływem emocji pomoże ci uruchomić odpowiednie struktury do tego, żeby twoje marzenia stały się twoją rzeczywistością – jeśli będziesz CHCIAŁ.

Żeby to wszystko działało, żeby twój mózg miał z czego tworzyć – zapewnij mu odpowiednie pożywienie. Nie to, co jesz do tej pory, bo mogę się założyć o co chcesz, że aplikujesz mu codziennie solidną dawkę spożywczego betonu. Zacznij od nawadniania, bo woda dla mózgu to podstawowy element konstrukcji. O reszcie jego wymagań, jeśli jesteś tym zainteresowany, poczytasz w internecie – jest tego mnóstwo.

Jest jeszcze jedna ważna sprawa. Unikaj narzekaczy! Udowodniono, że słuchanie narzekań innych ludzi niszczy mózg. Nie pozwól sobie zabrać mózgu – jest twój! Sam też przestań narzekać, bo robisz sobie sam krzywdę, którą będzie trudno naprawić. Zacznij czuć to, co ci służy, zapomnij o tym, co cię niszczy. 

Widziałeś kiedyś małego szczeniaka, biegającego za własnym ogonem, nie wiedzącego, że to jego? To kwintesencja szczęścia – przeżywa wszystkie te trzy emocje w jednym momencie: radość, ciekawość i ekscytację! Bądź jak ten szczeniak jak najczęściej, to będziesz żyć długo, zdrowo i, co najważniejsze, szczęśliwie!



Czytaj Więcej

  • Udostępnij:  
  •  Facebook
  •  Twitter
  •  Google+
  •  Stumble
  •  Digg

poniedziałek, 25 marca 2019

Dlaczego i Po co?

 Marcin Wanke Blog     19:08     Brak komentarzy   

Zgłaszają się do mnie menadżerowie z prośbą o pomoc w rozwiązaniu różnych problemów zawodowych. 

Zazwyczaj stwierdzają, że mają kłopot z komunikacją w zespole, bo ludzie nie rozumieją swoich zadań, mają problemy z motywacją, współpracą, popadają w konflikty i wręcz zdarza się, że sabotują wprowadzane zmiany. 

Po wielokrotnych pytaniach z mojej strony o to: po co są wprowadzane zmiany, po co ludzie mają się ze sobą komunikować, po co mają rozumieć swoje zadania (głupie pytania? Przecież każdy to powinien wiedzieć...), wciąż uzyskuję w pierwszej kolejności odpowiedzi takie, jakbym pytał: dlaczego są wprowadzane zmiany, dlaczego ludzie mają się ze sobą komunikować, dlaczego mają rozumieć swoje zadania itd. A ja wciąż pytam: ale po co?...
Szeroko otwarte oczy i chwila ciszy wskazują, że pytany nie rozumie o co mi chodzi… 

- No jak to? Przecież mówię!
- Mówi Pan cały czas z poziomu „dlaczego”. A ja pytam po co?
- A jaka to różnica???

Otóż zasadnicza. Kiedy pytamy: dlaczego?, nasuwa się odpowiedź: bo… Bo trzeba, bo przecież to oczywiste, bo dane wskazują że…, bo takie są ich obowiązki itd. To wszystko prawda, ale po co mają coś robić? Żeby co?

Dopiero od momentu zrozumienia tej różnicy zaczyna się praca nad rozwiązywaniem problemu – szukaniem i definiowaniem funkcji celu działań, zmian itd. Niby proste i oczywiste, jednak w praktyce nie do końca jasne i łatwe w obsłudze. Dopóki ktoś z zewnątrz nie zada prostego pytania: „a po co?”, możemy bez końca tkwić w pułapce myślenia na poziomie pytania: „dlaczego?” i nie móc pójść do przodu.

Jeśli chcesz zrozumieć dokładnie różnicę pomiędzy sposobami myślenia na podstawie obu pytań – zapraszam na warsztat: Zarządzanie Emocjami i Zmianą. 

Rejestracja -> www.twojeemocje.evenea.pl

Czytaj Więcej

  • Udostępnij:  
  •  Facebook
  •  Twitter
  •  Google+
  •  Stumble
  •  Digg

poniedziałek, 11 marca 2019

Turkusowe Organizacje to Mrzonka

 Marcin Wanke Blog     18:49     1 comment   

TURKUSOWE ORGANIZACJE TO MRZONKA…
Jedną z podstawowych potrzeb człowieka jest potrzeba bezpieczeństwa. Formą zabezpieczenia tej potrzeby jest przynależenie do społeczności. Organizacja, jako grupa ludzi, daje poczucie, że „nie jestem sam”, że jak ja nie upoluję, to inni mnie nakarmią, obronią i zabezpieczą. W zamian za to ja im dam to, co mam najlepszego w sobie, pomogę jak umiem i zaangażuję się w pracę dla społeczności. Tak powinno to wyglądać w naturalnej formie. A jak jest?
Jesteśmy przyzwyczajeni do hierarchicznego budowania struktur firm i organizacji. Zawsze musi być „wódz” i jego świta. Dyrektorzy, zastępcy dyrektorów, kierownicy, zastępcy kierowników, menadżerowie produktów, projektów, zadań itd. Władza spływa z góry na dół wraz z odpowiedzialnością za porażki. No bo przecież zasługi są zawsze wyżej, zatem wszyscy dbają o swoją ważność, którą wyznacza pozycja w hierarchii. A co z bezpieczeństwem?
Bezpieczeństwo to podstawa. Byt zabezpieczony pensją, która regularnie wpływa na konto zgodnie z widełkami zaszeregowania w siatce płac, jest wartością nie do przecenienia. Wydawałoby się, że organizacja „płaci” za wartość, jaką dla niej ma wykonana przez pracownika praca – nic bardziej mylnego. Z reguły pensja jest wykładnią pozycji w organizacji i rzadko ma bezpośredni związek z realną wartością wykonanej pracy. Dlaczego? 
Skoro bezpieczeństwo to odstawa, a wyznacznikiem wartości pracownika dla organizacji jest jego pozycja, to o co należy dbać w pierwszej kolejności zawsze? No właśnie – o pozycję. A czy pozycja zależy przede wszystkim od jakości wykonanej pracy, zaangażowania i oddania wspólnemu działaniu? Czy raczej od sprawności politycznej, umiejętności pozycjonowania się w relacjach, odnajdywania się w różnych grach personalnych, budowania sojuszy i frakcji, eliminacji „wrogów” i podczepiania się pod właściwe persony? Czy odpowiedzialność jest czymś, co wzmacnia pozycję, czy raczej jest czynnikiem destabilizującym? Może warto ją zdelegować? Im wyżej w hierarchii, tym łatwiej to zrobić, zatem im bardziej pionowa struktura, tym łatwiej spuścić tę nieszczęsną odpowiedzialność w dół – ktoś ją w końcu musi „złapać”.
Oczywiście, takie rzeczy dzieją się w innych organizacjach – przecież nie w naszej! U nasz wszyscy są zaangażowani, zapracowani, dają z siebie wszystko, jesteśmy zintegrowani wokół wspólnych celów: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! Tylko kiedy ten piątek?
Okazuje się, że poczucie bezpieczeństwa można budować niezależnie od pozycji w hierarchii, bo są organizacje, gdzie tej hierarchii po prostu nie ma! Szok!
Turkusowe organizacje to takie dziwolągi, gdzie nie dość, że nie ma hierarchii, to jeszcze każdy, na ochotnika, bierze na siebie odpowiedzialność za fragment procesu, projektu, zadania - dlatego, że chce! Bo mu się ten kawałek podoba i czuje, że praca na tym „odcinku” przyniesie mu satysfakcję i poczucie sukcesu, a organizacji pożytek i zysk. Tu nikt nie marnuje czasu i energii na dworskie gierki, bo jest zajęty samorealizacją w obszarze, który go „jara”, kręci, podnieca i daje kopa! 
W tradycyjnych modelach organizacyjnych, które Frederic Laloux w książce „Pracować inaczej” pokolorował odpowiednio do poziomu rozwoju różnych nadrzędnych wartości, moim zdaniem naczelną wartością, poprzez którą zarządza się ludźmi jest poczucie winy. To nim się obraca jak walutą i wzmacnia gdzie trzeba, żeby umocnić pozycję, zabezpieczyć tyły, pokazać, gdzie jest czyje miejsce. W organizacjach, które Laloux nazwał turkusowymi, zarządza się poczuciem wartości – wzmacnia się pożądane pozytywne cechy, zachowania, reakcje i nagradza, a nie karze.
Czy funkcjonowanie takiego modelu jest w ogóle możliwe? Czy to tylko mrzonka idealistów, co życia nie znają i nie wiedzą jak to jest naprawdę? Czy takie rzeczy to tylko w Ameryce?
Jeśli chcesz się dowiedzieć co zrobić, żeby przygotować siebie i swój zespół do realizacji takiej „mrzonki” w jakiejś perspektywie, co możesz zyskać dla siebie i swoich ludzi, zmieniając myślenie o strukturze i podziale odpowiedzialności, jak niewiele trzeba, że zupełnie inaczej się poczuć w pracy – zapraszam Cię na warsztat: Turkusowe organizacje 
– pierwszy krok. Rejestracja -> www.turkuswarszawa.evenea.pl


Czytaj Więcej

  • Udostępnij:  
  •  Facebook
  •  Twitter
  •  Google+
  •  Stumble
  •  Digg
Starsze posty Strona główna

O mnie

O mnie
Marcin Wanke - Zawodowo pomagam określić i uwolnić osobisty i zespołowy potencjał. Pomagam w rozwiązywaniu problemów życiowych i biznesowych, budowaniu strategii zarówno na dziś, jak i na jutro. Każdy kryzys to nowa szansa - kwestia odpowiedniego spojrzenia.
DIV#COOKIECHOICEINFO { DISPLAY:NONE!IMPORTANT; }

Copyright © Marcin Wanke.pl | Powered by Blogger
Design by Flythemes | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com