Gdyby czerpać wiedzę wyłącznie z mediów, można by pomyśleć, że świat absolutnie dąży do autodestrukcji, degeneracji i niemal w każdej dziedzinie cofa się do ery globalnego konfliktu, gdzie nawet w biznesie najlepiej sprawdza się taktyka wojenna, dowodzenie zasobami, a nie zarządzanie, bo kryzys goni kryzys i niczego nie można być pewnym. A miało być tak pięknie…
Otóż, są miejsca, gdzie jest pięknie – kolorowo, kwitnąco, luksusowo i - Turkusowo :)
Ale o co chodzi??? Jaki turkus??? Co to za zabawa w kolory, kiedy wszędzie trąbią o wojnach, kryzysach, migracjach, puczach i innych zawieruchach??? Mało kto się czuje bezpiecznie, wszyscy jacyś podminowani, ludzie o byle co skaczą sobie do oczu, a w robocie to już w ogóle „Meksyk” – targety, budżety, ankiety i inne bzdety. Nadgodziny, braki kadrowe i roboty tyle, że można by w ogóle do domu nie wychodzić, człowiek tyra jak osioł, a i tak szef niezadowolony z niczego… Masakra!
Uwaga! Jest dobra wiadomość! Może być inaczej i są na to namacalne dowody :)
Ludzkość jednak się rozwija. Powstają nowe technologie, wynalazki, wiedza w każdej niemal dziedzinie osiąga nowe, wyższe poziomy. Dotyczy to także świadomości ludzi, zakresu potrzeb indywidualnych, gotowości do ich realizowania i, co za tym idzie, kwestii zarządzania organizacjami. Świetnie opisał to Frederic Laloux w książce „Pracować inaczej”.
Ludzie, jako istoty społeczne, mają potrzebę organizowania się w różnego rodzaju struktury. Na przestrzeni wieków sposób konstruowania tych struktur, budowania organizacji, stopniowo ulegał zmianom i udoskonaleniom. Laloux kolejne poziomy zaawansowania w rozwoju organizacji opisał kolorami.
Najwcześniejszy etap, obejmujący okres od 100 000 do 50 000 lat p.n.e., kiedy społeczności składały się z małych, opartych na więzach rodzinnych grup, liczących po kilkadziesiąt osób, gdzie podział pracy był jasny, a świadomość odrębności niewielka, nazwał Podczerwonym.
Przejście na poziom plemienny, co w niektórych częściach świata rozpoczęło się już 15 000 lat temu, wynikło z rozwoju zdolności ludzi do radzenia sobie ze złożonością relacji w większych grupach, liczących po kilkaset osób. Na tym etapie wciąż jednak świadomość przyczyny i skutku była słabo rozwinięta, co można porównać do percepcji dzisiejszych przedstawicieli naszego gatunku w wieku 3 – 24 miesiące. Organizacje jako takie jeszcze nie istniały, a pewne elementy władzy dzierżyła starszyzna. Ten etap to Magiczny Purpurowy, gdyż magia stanowiła stały element gry.
Kiedy ok. 10 000 lat temu zaczynały powstawać pierwsze imperia z ich wodzami i zalążkami struktur, co było efektem ukształtowania się poczucia odrębności, indywidualności i tożsamości człowieka jako jednostki, nastały czasy walki i ról, kary i nagrody, panowania i podległości, niewolnictwa i okrucieństwa w imię realizacji pomysłu wodza.
Ten poziom, który nawet dziś można spotkać w miejskich dzielnicach przemocy, więzieniach czy upadających państwach, to Impulsywny Czerwony.
Każdy z poziomów to odzwierciedlenie rozwoju człowieka jako jednostki. Jego potrzeb, percepcji, postrzegania siebie i innych, wiedzy o świecie i zrozumienia rzeczywistości.
Kolejne poziomy również są odpowiedzią na te elementy.
Czerwone Organizacje to społeczności oparte na przemocy, dominacji silniejszych nad słabszymi, bezwzględnym egzekwowaniu posłuszeństwa. Nie ma formalnej struktury, planu czy zasad. Jest silny przywódca i wierni „poddani”.
Na poziomie Konformistycznym Bursztynowym pojawia się już potrzeba stałości, przewidywalności, bezpieczeństwa, uzyskiwanego dzięki przynależności do konkretnej społeczności, wyznającej te same poglądy. Moje – nasze jest dobre, inne jest złe. Podział na „my” i „oni” przebiega wzdłuż granicy religii, wyznań, wartości. O miejscu w strukturze społeczności świadczą atrybuty, a nie siła. Porządek wynika z reguł, zasad, podziałów kastowych, warstw i statusów pod kontrolą instytucji i biurokracji. Pojawia się plan, struktury, procedury i możliwość skalowania. Do dziś poziom Bursztynowy spotykamy w urzędach, instytucjach religijnych, wojskowych i szkołach publicznych. Ciekawe czemu…
Organizacje Pomarańczowe to poziom, na którym liczy się efekt. Osiągnięcia są miarą efektywności. Najlepsza decyzja to taka, która prowadzi do najlepszego wyniku. Tu liczy się wiedza, doświadczenie i kreatywność. Oczywiście, ten poziom, jak wszystkie poprzednie, też ewoluował w ramach własnej koncepcji i rozwijał się (co wciąż się dzieje), dążąc do doskonałości.
W odróżnieniu od procesowego w założeniu Bursztynu, tu zaczęła się liczyć innowacyjność, odpowiedzialność i kompetencje członków organizacji, która łączy procesowość z podejściem projektowym. Struktura organizacyjna ma postać piramidy, ale uzupełnionej o różne robocze grupy typu projektowego, eksperckiego, interdyscyplinarnego itd. Tu również liczy się przewidywanie, planowanie i wyścig z konkurencją. Czy coś Ci to przypomina? Czy to przypadkiem nie wygląda na korporację? A i owszem!
Pomimo świetnych efektów biznesowych, możliwości zdobywania szczytów kariery, rozwoju i wielu innych wartości płynących z życia w Pomarańczowym świecie, znaleźli się ludzie, którzy chcieli czegoś innego, nowego – świeżego, Zielonego!
Z niechęci do władzy, hierarchii i innych niesprawiedliwości postanowili, że w ich modelu wszyscy będą równi. I tak powstały na przełomie XIX i XX w. ruchy spółdzielcze i różne organizacje, kierujące się egalitaryzmem. Niestety, nie zadziałało. Zakulisowe gierki o władzę, rzecz całkiem, jak się okazało, naturalna, doprowadziły do niezbędnych modyfikacji.
Zachowano strukturę z poziomu Pomarańczowego, ale przekazano decyzyjność do tych, którzy są bliżej „frontu” – na dolne poziomy struktur. Osiągnięciem tej koncepcji jest decentralizacja i upełnomocnienie, niezależne od miejsca w strukturze, a od potrzeby związanej z realizacją wartości lub celu. Właśnie! Na poziomie Zielonym pojawia się zarządzanie poprzez wartości, inspirujące cele, świadomość interesów wszystkich grup, związanych z organizacją (inwestorzy, zarząd, pracownicy, klienci itd.) i szukanie kompromisów pomiędzy nimi, żeby wszyscy byli zadowoleni. Jak w rodzinie! Bo właśnie do rodziny porównują się organizacje z tego poziomu i taką chcą mieć atmosferę.
Czy może być coś lepszego niż rodzina???
Nie wszystkim taki model wystarcza. Ludzie wciąż się rozwijają, pogłębiają i poszerzają wiedzę, osiągają wyższe poziomy kompetencji, ale również potrzeb związanych z samorealizacją. Chcą prawdziwego połączenia życia z pracą tak, żeby każda chwila miała sens. I tu otwierają się Turkusowe bramy raju…
Organizacja, w której każdy robi to, co sprawia mu największą satysfakcję i w czym ma najlepsze efekty. Każdy pracuje dlatego, że chce, a nie, że musi. Odpowiedzialność jest przyjmowana przez odpowiednie osoby w odpowiednich momentach i zakresach, co obniża konieczność kontroli efektów (choć nie eliminuje), wszyscy identyfikują się z wartościami, jakie proponuje światu organizacja i realizacja tychże wartości jest napędem do podejmowania działań.
Czy jest możliwe, żeby taki dziwny twór przynosił zysk? Przecież to z boku wygląda jak… poligon radosnej twórczości nawiedzonych idealistów, czy coś…?
Na początku sierpnia, podczas comiesięcznej Akademii Grzegorza Turniaka, miałem ogromną przyjemność uczestniczyć w debacie pt. „Czy ten turkus taki różowy?”. W dyskusji wzięli udział praktycy, którzy od lat mają do czynienia właśnie z takimi Turkusowymi organizacjami, które działają, przynoszą dochód i szczęście ich członkom. Nie wierzysz? A jednak!
Oczywiście, droga do turkusu różami usłana nie jest. Dojrzewanie do tego poziomu wymaga ogromnej pracy od wszystkich, którzy planują tam dotrzeć. Ale jeśli ktoś naprawdę chce - będzie tam sobie radził.
Załączam zapis wspomnianej debaty -> TUTAJ Warto posłuchać o blaskach i cieniach tej koncepcji. Chociaż dla wielu to wciąż tylko zawracanie głowy, to moim zdaniem, warto osiągnąć poziom turkusu nie tylko w pracy, ale i w domu. Zieloni chcą mieć w pracy jak w rodzinie, ale w rodzinie nie zawsze mamy szansę na bycie sobą. W Turkusie mamy obowiązek być sobą, więc naturalnie również prawo.
To czy nie fajnie byłoby mieć Turkus w domu? ;)
0 komentarze:
Prześlij komentarz